Strona Główna | | | Impressum | | | Kariera | tel.:(+48) 22 440 15 00 |
| creditreform@creditreform.pl |
Przekonanie o własnej racji to oczywiście istotna kwestia, szczególnie gdy stoi za nami naukowe zaplecze. Swoich oponentów traktujemy wtedy zalewem obiektywnych faktów i statystyk. Wydaje się, że twarde dane z łatwością udowadniają prawdziwość globalnego ocieplenia, albo że obecna strategia biznesowa danej firmy nie jest najlepszym pomysłem. Z tym podejściem, nazwijmy je naukowym, wiąże się jeden podstawowy problem. Ono nie działa.
Okazuje się, że umysł wcale nie podąża za faktami. Wątpliwości nie zawsze są rozstrzygane w świetle faktów nawet przez tych najbardziej oświeconych, a dzieje się tak przez tzw. efekt potwierdzenia. Ta strategia konfirmacyjna zwana również błędem konfirmacji polega na preferowaniu informacji, które potwierdzają wcześniejsze oczekiwania i hipotezy, niezależnie od tego, czy te informacje są prawdziwe. Stąd właśnie z taką łatwością odrzucamy niewygodne prawdy i argumenty przeciwnej strony. W rezultacie nasze opinie utrwalają się i coraz trudniej jest zakłócać ustalone wzorce myślenia. Niczym lekarze upierający się przy wcześniej postawionej diagnozie, którą obalają najnowsze wyniki badań laboratoryjnych. Błąd konfirmacji można łatwo zdiagnozować u siebie podczas poszukiwań za pomocą Google’a. Czy skrupulatnie czytamy każdy link, aby uzyskać szeroki obiektywny obraz? A może po prostu przeglądamy linki szukając strony, która potwierdza, że to, w co wierzysz, było prawdą? Spójrzmy prawdzie w oczy, zawsze znajdziemy tę stronę. Jeśli jednak fakty nie działają, to w jaki sposób w ogóle można zmienić zdanie na jakiś temat?
Nasze umysły nie cierpią przyznawać się do błędów. Kluczem jest zatem oszukać umysł, dając mu wymówkę. Przekonajcie własny umysł (lub waszego rozmówcy), że wasza wcześniejsza decyzja lub wcześniejsze przekonanie było właściwe, biorąc pod uwagę to, o czym wówczas wiedzieliście. Kompletnie błędną strategią jest umniejszanie interlokutora, czy to przez ostracyzm, czy też zwykłą kpinę. To od razu wywołuje reakcję obronną. Cóż, jeżeli nazywamy kogoś idiotą to ten zmieni swoje poglądy dopiero, gdy przyzna się do braku inteligencji… Wszyscy mamy tendencję do utożsamiania się z naszymi przekonaniami i argumentami. To jest moja firma. To jest mój artykuł. To jest mój pomysł. Ale to właśnie rodi pewien problem. Kiedy twoje przekonania są splecione z twoją tożsamością, zmiana sposobu myślenia oznacza wręcz zmianę twojej tożsamości. Rozwiązaniem jest separacja, oddzielenie własnej osoby od innych argumentów. Muszą stać się oddzielnymi, abstrakcyjnymi obiektami, na które można spojrzeć obiektywnie.
A jak przekonać innych? Ludzie działają na różnych częstotliwościach. Jeśli ktoś nie zgadza się z tobą, to nie dlatego, że się myli i masz rację. To dlatego, że wierzą w coś, w co ty nie wierzysz. Wyzwaniem jest dowiedzieć się, co to jest i dostosować częstotliwość. Pamiętajmy, że żyjemy w komnacie pełnej ech. My oraz nasi znajomi w realu i na Facebooku, osoby, które śledzimy na Twitterze. Czytamy wiadomości, które są na tej samej częstotliwości politycznej co my. Oznacza to, że nasze opinie nie są poddawane testom warunków skrajnych tak często, jak powinny. Warto więc postarać się zaprzyjaźnić z ludźmi, którzy nie podzielają twoich poglądów. Warto wreszcie zadać sobie pytanie: "Jaki fakt może zmienić jedną z moich silnie zakorzenionych opinii?" Jeśli odpowiedź brzmi: "żaden fakt nie zmieni mojej opinii", to mamy problem. Osoba, która nie chce zmienić swojego zdania nawet przy zasadniczej zmianie faktów, jest z definicji fundamentalistą.